Witam!
Mam nadzieję że ubawiłem dzisiaj Was, moim lataniem.... dobrze że Krzyśka auta nie było na drodze startowej

) Skończyło by się to pewnie "klapnięciem w machę"
Miałem sporo szczęścia, wiedzą to ci co widzieli. Tak w skrócie: Wykonałem na starcie za szybkie wsadzenie dupska w uprząż, prawie skończyło się glebą. Ale manetka górą, jest power i nie ma kraksy ufff. Potem locik super!!!! Parę kręgów nad lotniskowych, kilku z Was myślało że lecę w linie w/n. Ja tak nie myślałem hehe. Łączność z Krzyśkiem nie zawiodła, a wręcz pomogła. Dostałem b. dobre wskazówki w locie, ale wiecie że w praktyce jest inaczej i można się zniechęcić na początku. Nie dałem ciała haha, lot się udał, trochę rzucało. Ale najstarsi indianie mówią że tak ma być czasami. Udało się zrealizować marzenia które wiszą mi w pamięci od lat!
Nie do opisania jest to, że czułem się jak na taborecie w kuchni z rękami do góry nie dotykając podłogi nogami, tyle że pode mną ze 100 m lub lepiej...
Zero paniki, pełna kontrola lotu i lądowanie bez podwozia

)
ps. Adam nic sie nie stało...
Moja żona zestresowana uwierzyła że jej stary da rade, ja uwierzyłem że dam radę, ale dzięki się należą chłopakom którzy dzisiaj byli na lotnisku!!!
Pozdrawiam wszystkich i do zobaczenia!